Jak po latach niesławy, świadomych przemilczeń i perfidnego zapomnienia w zalewie komunistycznej propagandy rotmistrz Witold Pilecki zyskuje w oczach współczesnych miano bohatera walk z oboma totalitaryzmami, które zniewoliły Polskę na dziesięciolecia, tak historia jego podkomendnych, zwłaszcza z lat dobrowolnej i ofiarnej walki o człowieczeństwo w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz, wciąż niestety pozostaje mało znana, choć śmiało można założyć, przeczytawszy Raporty Rotmistrza, że pragnąłby on, aby odwaga współwięźniów, będących członkami założonego przezeń Związku Organizacji Wojskowej w KL Auschwitz, nie poszła w zapomnienie…
Z ławy szkolnej pod komendę Pileckiego
Wśród wyselekcjonowanego, doświadczonego, na swój sposób elitarnego grona około 800 więźniów, głównie przedwojennych oficerów i szanowanych inteligentów, wchodzących w skład obozowego ruchu oporu był młody rzeszowianin Karol Karp. Zaledwie osiemnastoletni więzień z pierwszego transportu polskich więźniów politycznych do Auschwitz z 14 czerwca 1940 r., wszedł w skład jednej z kilkudziesięciu piątek obozowych konspiratorów, które nawzajem nic o sobie nie wiedziały, by wbrew wszystkiemu, jakby contra spem spero, ochraniać słabszych, żywić bardziej głodnych, ratować chorych, odziewać zziębniętych, pocieszać zrezygnowanych, zbierać informacje o sytuacji w obozie i przekazywać je poza jego obszar w nadziei, że ratunek przyjdzie z zewnątrz, że w odpowiednim czasie wielotysięczna masa więźniów będzie w stanie stawić czoła hitlerowskiemu zniewoleniu. O ideowości cichych bohaterów obozowych pisze sam rotmistrz w Raporcie W, wymieniając Karola Karpa, nr obozowy 626, jako jednego z tych, którzy wciąż trwali na służbie w chwili, kiedy twórca ZOW podjął decyzję o ucieczce z obozu w kwietniu 1943 r.
Trwanie i męstwo miał we krwi
Karol pochodził z licznej i patriotycznej rodziny Walerii i Jana Karpów. Dość szybko, bo w wieku 10 lat, został osierocony przez ojca, który opowieściami rodzinnymi o powstańczych czynach dziadka z czasów styczniowych walk z caratem, zaszczepił w młodym Lolku umiłowanie wolności, szacunek dla tradycji, poczucie obowiązku i trwania na straży niepodległości z takim trudem wywalczonej przez pokolenia. W życiu dorastającego Karola równie ważna jak rodzinne przekazy i genetycznie uwarunkowana wola walki, była obecność Elżbiety z Czajkowskich Kulowej – matki bohaterskiego legionisty, którego odwaga i niezwyciężony hart ducha imponowały młodemu uczniowi niczym owiana chwałą powstańcza walka ojca Jana Karpa. Lolek, jak go w domu nazywano, wychowywał się pod okiem Pani Kulowej, bowiem po śmierci ojca rodzina Karpów zamieszkała w kamienicy należącej do mamy płk. Leopolda Lisa-Kuli. Za jego przykładem wstąpił do Młodzieżowej Szkoły Kadetów, z zaangażowaniem włączając się jednocześnie w działalność patriotyczną w II Państwowym Gimnazjum w Rzeszowie, gdzie był solidnym i zdolnym uczniem. Z czasem nastania okupacji niemieckiej włączył się nurt walki konspiracyjnej w Szkole Rzemiosł, do której zaczął uczęszczać podobnie jak jego gimnazjalni koledzy, gdyż na mocy zarządzeń okupacyjnych nie miał prawa kontynuować nauki na dotychczasowym poziomie. Tam też zasłynął wśród rówieśników, znieważając portret Hitlera. Z sali szkolnej przeniósł go bowiem do toalety, zyskując poklask klasy, ale zarazem złowieszcze zainteresowanie niemieckich okupantów. To, jak też zatarg ze szkolnym konfidentem oraz nader aktywna działalność w harcerstwie i przysposobieniu wojskowym, sprowadziły na niego aresztowanie na wiosnę 1940 r. Z grupą kolegów gimnazjalnych został przewieziony do więzienia w Tarnowie a stamtąd pierwszym transportem polskich więźniów politycznych do KL Auschwitz, gdzie został numerem 626.
Stracił nazwisko, nie stracił honoru
W obozie stracił nazwisko. W listach do mamy, w których jak każdy inny więzień lapidarnie opisywał po niemiecku, że jestem zdrów i jest mi dobrze, podpisywał się jako Karl a nie Karol. Odebrano mu prawie wszystko, oprócz woli walki i pragnienia wolności, które tkwiły w nim niewzruszenie aż do 11 października 1943 r. Wtedy bowiem zginął rozstrzelany pod Ścianą Straceń za przynależność do Związku Organizacji Wojskowej wraz z 53 wybitnymi przedstawicielami obozowego ruchu oporu, między takimi bohaterami jak – mjr Zygmunt Bończa-Bohdanowski, płk Teofil Dziama, płk Juliusz Gilewicz, kpt. Tadeusz Paolone, ppłk Kazimierz Stamirowski – adiutant marszałka J. Piłsudskiego czy Jan Mosdorf. Miał wtedy 21 lat. Wychodząc na stracenie, spotkał jeszcze swego szkolnego kolegę, późniejszego profesora Józefa Szajnę. On też po latach razem z drugim kolegą Karola – Zbigniewem Bendkowskim – skupiał ocalałych byłych więźniów wokół grobu rodziców Lolka, gdzie o jego życiu i śmieci przypomina tylko symboliczna tabliczka. Tabliczka bez człowieka, którego wspomina i bez nadziei na jego odnalezienie, ale z imieniem i nazwiskiem, o którym należy i trzeba pamiętać.
Agnieszka Iwaszek
Karol Karp, zdjęcie pochodzi ze zbiorów rodzinnych Państwa Karpów