Kacetowcy

STRONA RZESZOWSKIEGO KOŁA REJONOWEGO POLSKIEGO ZWIĄZKU BYŁYCH WIĘŹNIÓW POLITYCZNYCH HITLEROWSKICH WIĘZIEŃ I OBOZÓW KONCENTRACYJNYCH

Relacja Bolesława Grzyba z Auschwitz

Rzeszów, dnia 15.II,1966 r.

Relacja

Obywatel G r z y b, urodzony 23.XII.1917 r. w Kalwarii Zebrzydowskiej, zamieszkały w Rzeszowie, ul.: Mariana Buczka 6/6, złożył relację dotyczącą jego pobytu w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu.

Przed wojną mieszkałem w Rzeszowie i w dniu 20.IX.1940 r. zostałem aresztowany przez miejscowe Gestapo. Osadzono mnie w więzieniu na tzw. „Zamku” w Rzeszowie.

Razem ze mną był aresztowany mój brat Grzyb Zdzisław. W początkach stycznia 1941 r. przewieziono mnie i mego brata oraz innych więźniów do więzienia w Tarnowie.

Po miesiącu pobytu w Tarnowie przewieziono mnie do obozu koncentracyjnego Auschwitz w Oświęcimiu /w dniu 12 – 15 luty 1941/ gdzie otrzymałem numer obozowy 10849 /tatuowany/ a brat mój, który przybył tu wraz ze mną otrzymał numer 10851.

Po formalnościach rejestracyjnych około 180 – 200 osób – skierowano nas na blok 10 i 10a z tym, że ja znalazłem się wraz bratem na bloku 10a.

Między innymi w tym transporcie przybyli więźniowie:

Rzepka Włodzimierz, pochodzący z Rzeszowa – zmarł na tyfus w Oświęcimiu, Nowak Paweł z Rzeszowa – przeżył: obecnie żyje w Australii, Kato Henryk z Raniżowa – zmarł Oświęcimiu, Malinowski – przedwojenny sierżant W.P. z Rzeszowa, Pobitnego – zmarł w Oświęcimiu, Gliniak Władysław pochodził z Wiązownicy k. Jarosławia a przed aresztowaniem mieszkał w Rzeszowie, zagazowany po tyfusie jako rekonwalescent bodajże w r. 1942. Barć z Borku Nowego k. Błażowej – zmarł w Oświęcimiu, Kruk Władysław – pochodził z Rzeszowa – przeżył – obecnego miejsca pobytu nie znam. Patoczka Włodzimierz, przedwojenny oficer W.P. służył w 17 p. p.

– 2 –

w Rzeszowie – przeżył –  miejsca pobytu nie znam. Wenc Władysław – przeżył – pracuje w Krakowie.
Pisarek Kazimierz – żyje w Rzeszowie.
Piwiński Stanisław – przeżył – żyje i mieszka w Rzeszowie, jest Sekretarzem Z.O. ZBoWiD Rzeszów {Szopena 23).

W tym czasie nie było kwarantanny i jut pierwsze dwa dni używano nas do przenoszenia zwłok z obozu do krematorium I.

Z K.B. przenosiliśmy zwłoki do wnętrza i tam wnosiliśmy je do pomieszczenia leżącego w pobliżu pieców krematoryjnych. Wynosząc po 2 zmarłych w skrzyniach – nosidłach byliśmy zatrzymywani w bramie „Arbeit macht frei” i dyżurny SS-man sprawdzał, czy nie wynosimy żywego więźnia. Uderzał – podobno rozgrzanym haczykiem – w czaszkę zmarłego.

Po kilku dniach byłem skierowany za pomocą kolegi Antoniego Grossmana z Rzeszowa na Bauhof II. Na Bauhofie pracowałem w magazynie, gdzie nabijałem style do łopat itp. a nadto na tych stylach wypalaliśmy czcionkami elektrycznie nagrzewanymi „KL Auschwitz”. Napis był obramowany.

Później wyrzucił mnie stąd Obercapo Bauhofu Siegrud i skierowano mnie do rozładunku wagonów przychodzących na Bauhof. Tu pracowałem około 3 miesiące. Później wychodziliśmy nadał do pracy z Bauhofem, ale „zorganizowaliśmy” sobie wóz z Landwirtschaftu i w kilku stworzyliśmy sobie „dzikie Komando”. Woziliśmy wówczas cegłę z Bauhofu do obozu. Cegła ta była przeznaczona na nowo wznoszone bloki. Oczywiście w tym własnym „dzikim komandzie” nikt nas nie poganiał w pracy. Tak udawało się nam około 1 1/2 miesiąca. Po prostu, gdy kazano się nam na Banhofie ustawić w „Arbeitskommando”, to od razu ustawialiśmy się do naszego wozu, który na noc ukrywaliśmy za stosami cegły.

Z czasem przeniosłem się do Strassenbau w obozie i wówczas budowaliśmy tzw.: „Birkenweg” /Birkenallee/. Stąd dostałem się do TWL /Truppen Wirtschafts Lager/ gdzie pracowałem przy wyładunku wagonów i kopcowaniu ziemniaków. Wówczas „Grosse Postenkette” biegła zaraz za TWL.

Stąd dzięki koledze Barański Stanisławowi, pochodzącemu z Rzeszowa /a który był w Oświęcimiu wraz ze swym bratem Emilem – obaj zginęli na Cap Arcona/ dostałem się do Druckerei. Barański, Stanisław pracował w Oświęcimiu w SS-Revier.

– 3 –

Do Druckerei dostałem się gdzieś w listopadzie 1941 r.

Wówczas Druckerei była właściwie częścią składową Kommanda „SS Unterkunftskammer” i mieściła się w budynku dawnego polskiego Monopolu Tytoniowego.

Szefem był (krótko) SS-man, którego nazwiska nie pamiętam, a którego aresztowano za kradzież wódki z wagonu.

W jego miejsce szefem był Deckert – SS-Rottenführer. Był szefem już na Boże Narodzenie 1941, bo z tej okazji przyniósł nam cukierki i ciastka i składał życzenia – co nas bardzo zaskoczyło. On bał się swych zwierzchników, lecz w stosunku do nas zachowywał się poprawnie. Po około 3 miesiącach jego miejsce zajął SS-Rottenführer Romaikat, który po wojnie sądzony był w procesie załogi w Krakowie.[1] On też wkrótce odszedł i w jego miejsce przyszedł Rottenführer a potem awansowany na Unterscharfführera, Reck Willi – pochodzący gdzieś z pobliża poznańskiego, lecz terenów leżących przed wojną w granicach Niemiec. Reck był szefem Lagerdruckerei – do końca obozu.

Za czasów Recka Komando to wydzielono z Unterkunftu i odtąd jako samodzielne nosiło nazwę „Lagerdruckerei”.

Początkowo – gdy znalazłem się w Druckerei był tam tylko Vorarbeiter Żyłka Paul /Volksdeutsch z Chorzowa/ – kapo nie było. Po nim był Vorarbeiterem Wilczak Jan z Chorzowa – bardzo solidny oraz koleżeński. Następnie Vorarbeiterem był Kobiela Wiktor z Rybnika. W.w. Żyłka umarł na tyfus.

Kobiela byk wybitnie koleżeński umiejący ułożyć tak stosunki w pracy, by nikomu nie działa się krzywda. Po Kobieli był Klimczok Józef pochodzący z Bielska. Bardzo odważny i z tupetom. Później mianowano go kapo SS-Unterkumftskammer.

Jeszcze krótko w okresie końcowym był Vorarbeiterem więzień – którego nazwiska nie pamiętam. On zaczął wojować przeciw Polakom, których /sam będąc Volksdeutschem/ usiłował z drukarni usunąć. W lipcu 1944 Reck wraz z dwoma dalszymi tj. Bodnaraż /Rumun – ożenił się w Sosnowcu z kobietą o nazwisku Orzoł/ i drugi Soltan Lużica /Słowak pochodził z Bratisiavy miał 2 lata prawa/ zdecydowali: że Polacy odejdą z drukarni. Mieliśmy odejść w transport, lecz mnie wyciągnął z niego Stanisław Tondera.

Do 28.X.1944 r. nie miałem przydziału do pracy i ukrywałem się. W wypadku stukania – ukrywaliśmy się w „KB” /w bl.19 pierwsza sala na prawej stronie – gdzie leżeli chorzy

– 4 –

wenerycznie Niemcy/ a także na bl. 17a. Tułaj nad klatką schodową, na strych, była pewnego rodzaju komórka z supremy. Była tam jedna płyta wyjmowana i po jej wyjęciu wchodziliśmy do skrytki. Po odejściu SS-manów mogliśmy wyjść na zewnątrz.

28.X.1944 transportem ewakuacyjnym wywieźli mnie do Oranienburga, gdzie nie pracowałem. Po pewnym czasie poszedłem do Barth koło Rostock, gdzie pracowałem w fabryce samolotów – przy montażu kadłubu samolotu. Stąd wywieziono mnie do Fürstenborg do innej fabryki samolotów. W czasie ewakuacji wyprowadzono nas do Malhof i na tej trasie uciekłem. 3 dni ukrywałem się do nadejścia Armii Radzieckiej /3.V.1945/. Ukrywałem się te 3 dni u robotników obcokrajowców, zatrudnionych w fabryce amunicji.

Stamtąd zaraz podjąłem piesza wędrówkę do kraju do Starogardu Szczecińskiego a stąd pociągiem do Rzeszowa, gdzie zjawiłem się 6.VI.1945.

Wracając do sprawy drukarni wyjaśniam. Pracowali tam w początkach w większości więźniowie Polacy a m. innymi:

Wacław Napiórkowski z Warszawy – żyje w Warszawie.
„Sławek” – z Warszawy.
Wyrwich Ferdynand z Warszawy – prawdopodobnie ocalał i żyje.
Zimniok Kazimierz z Łodzi lub okolicy /rozstrzelany wraz z wszystkimi więźniami z jego sprawy/. Przez wiele miesięcy z jego sprawy systematycznie łudzi rozstrzeliwano i on był tego świadom, że i na niego przyjdzie kolej. Istotnie wyczytano go wieczór a następnego dnia nie poszedł do pracy i został rozstrzelany.
Gadaj Eugeniusz z Warszawy – zmarł po wyzwoleniu w drodze z Leitmeritz.
Kowal Ludwik z Rzeszowa /ja wciągnąłem go do drukarni/ przeżył i żyje na Ziemiach Zachodnich k. Szczecina.
Kościelniak Mieczysław – pracował jakiś czas – przeżył – żyje w Warszawie.
Wrona – artysta malarz, nie wiem skąd pochodził. Bodajże potem uciekł z Pław, czy skądś w pobliżu.
Tomczyk Henryk był spod Bydgoszczy lub Grudziądza, to był polski policjant – złapany przy próbie przekroczenia granicy.

– 5 –

Józiu „Bałuciarz” – z Łodzi.
Słapa Aleksander – był Dyrektorem Wydawnictwa Literackiego w Krakowie – ostatnio zmarł.

Nadto pracowali w drukarni: 3 Francuzów /René For, Marcel i „Napoleon”./ 4 Żydów polskich oraz 1 niemiecki, 2 Czechów. Po odejściu Kościelniaka przyszedł Reichsdeutsch – kapo Otto, którego spotkałem w czasie ewakuacji na północy Niemiec. Był to ostatni kapo Lagerdruckerei.
Z Polaków był jeszcze Stanisław Skrzyński z Warszawy.

W drukarni były następujące działy pracy:

I. Zecernia; Pracowali tu Napiórkowski, Żyłka, Wilczak, Kobiela, Kowal.
II. Hala maszyn: Gadaj, Zimniok, Skrzyński, Francuzi Marcel, Rene i ja.
III. Introligatornia: Wyrwich, Przybyłowicz i kilku starszych wiekiem, a wśród nich Francuz „Napoleon”.
IV. Büro Materiał Ausgabe: Księgowość prowadził Słapa a pomagali dorywczo inni.
V. Mechanik – Józio „Bałuciarz”, który większość czasu spędzał na naprawie zegarków.
VI. Magazyn i wysyłka druków; Grzyb i Tomczyk.

ad I. Zlecenia i wzory do składu otrzymywali więźniowie od szefa SS, który równocześnie był korektorem druków po „szczotce”.
ad II. Wykonywałem druk ze składu przygotowanego przez zecernię.
ad III. Wg przewidzianych nakładów introligatornia przygotowywała papier do druku, zszywała bloki, perforowała i ewentualnie cięła po druku.
ad IV. Wszystkie biura administracji obozowej tutaj zaopatrywały się w materiały piśmienne i biurowe. Były to materiały nabywane i tylko w drukarni rozdzielane bądź pochodzące z rzeczy pozostałych po zagazowanych Żydach.
Przydziały były opracowywane przez Verwaltung a drukarnia wg rozdzielnika materiały te wydawała. Przydziały były skąpe, stąd SS-mani w pewnym sensie uzależnieni byli od nas i to w odpowiedni sposób wykorzystywaliśmy dla

– 6 –

dobra własnego i kolegów więźniów.
ad V. Konserwacja i naprawa maszyn drukarskich.
Maszyny biurowe biur obozowych nie były tu naprawiane, lecz w SS Unterkunftskammer, gdzie naprawiał je więzień Cichocki z Lublina /mieszkał przed aresztowaniem Lublin-Dolna Panny Marii 12/. Czy żyje – nie wiem.
ad VI. Gotowe druki wykonane w drukarni obozowej z introligatorni /gdzie pakowano w paczki i wklejano etykiety/ przekazywano do magazynu. Druki zgodnie z rozdzielnikami, czy poleceniami szefa wysyłano. Rozdzielniki były /dla wysyłek zewnętrznych – do innych obozów/ ustalane przez WVHA Oranienburg a wewnętrzne według zapotrzebowań poszczególnych oddziałów obozu. Skierowywano je poprzez Verwaltung, któremu podlegała Lagerdruckerei – do wykonania. Druki ogólnego użytku w obozach wysyłaliśmy np. do obozów Kowno, Stutthof, Majdanek, Płaszów, Gross-Rosen, Mauthausen, Neuengamme, Ravensbrück, Sachsenhausen, Dachau, Natzweiler, Bergen-Belsen.

O ile wiem u szefa był zbiór wzorów poszczególnych druków. W pierwszym rzędzie wykonywaliśmy druki dla poszczególnych oddziałów obozu Auschwitzu np. dla Kommandentury jak Wachbuch, przepustki dla SS-manów, kartoteki, Urlaubschein dla Abt.II. Fragebogen, Sterbeurkunde, Totenbücher, kopertki na negatywy zdjęć więźniarskich, dla Schutzhaftlagerführung: Strafmeldungen, przepustki, dla Verwaltung bony kantynowe; dla SS. Essenmarke, Sonderruteilungskarte /potrzebny nakład 3.600 egz. miesięcznie/ druk zaopatrzenia w sorty mundurowe SS itp. Wiele druków dla KB /Fiebercurve, opisy chorób, meldunki o śmierci itp. Druków było bardzo wiele rodzajów. Np. Totenbücher Sterbeurkunde oprawiano w książki po wypełnieniu tych druków. A więc pośrednio mieliśmy wgląd w te sprawy. Usiłowałem sobie zebrać wiele wyciągów z tego rodzaju dokumentów, lecz nie zachowały się one, ponieważ mnie zwolniono z drukarni przed jej przeniesieniem do tzw. Lagererweiterung i w tym czasie moje zestawienia zaginęły. Niektóre druki były przedmiotem nielegalnego handlu np. Sondertuteilungskarte i Essenmarke. Przy druku tychże i przy druku Prämienscheinów obozowych obecny był dozorujący tej pracy przedstawiciel SS-Verwaltung. Błędne druki

– 7 –

miały być komisyjnie palone. SS-man Verwaltungu choćby na chwilę musiał odejść i wówczas z podłożonej większej ilości kartonu brałem i ukrywałem kilka arkuszy. Potem przez SS-Unterführerheim /za pośrednictwem więźnia Zdebika/ można było je „realizować”. A za takie druki dostarczone szefowi SS-Unłerführerheim – dostawałem tam obiady. Na Essenmarki – pod pozorem, że biorę obiad dla swego szefa – pobierałem strawę, którą spożywaliśmy. W SS-küche byli więźniowie, którzy dobrze się w tym orientowali i można było tak zdobywać m. innymi i mleko, które formalnie /1/2 litra dziennie/ należało się dla każdego SS-mana z drukarni.

Między innymi w drukarni drukowano i listy obozowe. Poznaję spośród swoich listów formularz z nadrukiem „1285”. Drukowano też koperty a duży kilku-milionowy nakład miały lisy t.zw. perforowane: sekretniki.

Pocztówek, o ile pamiętam – w Oświęcimiu nie drukowano. Drukarnię ciał np. obóz Buchenwald, lecz podobno potem zlikwidowano ją a drukarnia w Oświęcimiu stała się drukarnią centralną dla wielu obozów. O drukarniach w innych obozach nie jest mi nic wiadomo.

Nie pamiętam tego dokładnie, lecz listy lub korespondentki drukowaliśmy dla t.zwanej akcji pisania listów przez Żydów. Nie pamiętam nakładu tych listów względnie korespondentek.

W Lagerdruckerei wykonywane były gumowe pieczątki dla szeregu obozowych biur, oddziałów i osób. Produkcją tego rodzaju pieczęci zajmował się fachowiec – Żyd z Berlina, dobrego nazwiska nie pamiętam. Verwatlung, któremu podlegała drukarnia – dostarczał wzorów względnie opisy potrzebnych pieczęci wraz z tzw. Anforderung /zapotrzebowaniem/. Szef Lagerdruckerei bezpośred-nio czuwak nad pracą w.w. Żyda – fachowca. Nie pamiętam, by robiono inne pieczątki prócz gumowych. Nie wykluczam, że były robione matryce – pieczątki metalowe – ryte, lecz były to wydarzenia rzadkie. Możliwe, że robiona dla Hössa czy innych dygnitarzy obozowych t.zw. Faximile – ryte w metalu. Trudno wymienić wszystko, co oficjalnie, półoficjalnie /na prywatne zamówienia poszczególnych SS-manów/ czy nieoficjalnie wykonywali więźniowie zatrudnieni w drukarni. Na przykład więzień Kościelniak Mieczysław mało był wykorzystywany do wykonywania oficjalnych prac dla drukarni, lecz mimo to miał zawsze jakąś pracę. Jako artysta malarz wykonywał różne portrety, kartki świąteczne

– 8 –

i różnego rodzaju miedzioryty czy drzeworyty. Niewątpliwie kolega Kościelniak mieszkający dziś w Warszawie mógłby sam wiele na ten temat wyjaśnić.

Niemiec – kapo Otto znalazł się w obozie za fałszerstwo i to bodajże pieniędzy. Był to niezwykle utalentowany rysownik. Po sporządzeniu przez niego kopii jakiegoś rysunku czy obrazka, trudno było odróżnić oryginał od kopii. W drukarni sporządzał szereg matryc kartek okolicznościowych, kopii obrazów itp.

Jeżeli idzie o druki przy użyciu kamieni litograficznych, to pracował na nich Francuz Marcel oraz zawodowy drukarz z Krakowa, którego nazwiska nie mogę sobie przypomnieć. W kamieniu ryto różnego rodzaju winiety tytułowe, kartki z życzeniami imieninowymi i okolicznościowymi a nawet rysunki instruktażowe dla SS.

Jeżeli idzie o maszyny drukarskie, to było ich kilka. Stan ilościowy ulegał zmianie. Pomięłam, te były łam 2 szybkie maszyny płaskie /Schnellmaschine/. Na jednej z nich drukowano afisze /n.p. zapowiadające imprezy sportowe i inne dla SS/ i litografie. Na drugiej produkowano różnego rodzaju druki i formularze.

W okresie mej pracy w drukarni szef Reck powiedział do cole oz udało mu się nabyć w Bielsku używaną maszyną litograficzną za 300 marek. Cena wydawała mi się śmiesznie niska. Dostarczona maszyna istotnie nadawała się na złom, lecz zdolni fachowcy – więźniowie doprowadzili ją do stanu używalności. Zupełnie przypadkowo na stole więźnia, który prowadził księgowość zauważyłem rachunek opiewający na 1200 marek za zakupioną używaną maszynę drukarską. Wypowiedziałem nieopatrznie uwagę, te ładnie ktoś zarobił. Uwagę tę wypowiedziałem w obecności szefa Rocka. Miałem powód do obaw, że Reck zechce się mnie pozbyć. Moja uwaga wywołała zupełnie przeciwny skutek. Reck przydzielił mi lżejszą pracę i innych kolegów do pomocy. Chciał po prostu kupić sobie moje milczenie.

W drukarni były 2 małe maszyny – dociskowe – typu „Feniks” oraz maszyna półautomatyczna mogąca wykonać 5 000 druków w ciągu godziny. Maszynę tą przywieziono – o ile dobrze pamiętam Z Trzebini gdzie została skonfiskowana bodajże jakiemuś klasztorowi.

– 9 –

Nadto była tam maszyno drukarska ręczna zwana Handpresse. Podobno znaleziono tę maszynę w wagonie kolejowym – towarowym. W wagonie tym miała wędrować do stacji i w czasie tej wędrówki drukowano na niej nielegalne ulotki. Prawdopodobnie nie schwytano jej właścicieli. Mówiono, że była to drukarka tajnej organizacji „Orzeł Biały”. Wraz z tą drukarką dostarczono do Lagerdruckerei wraz z dwiema matrycami stron nielegalnej ulotki organizacji „Orzeł Biały”.

Maszynka ta służyła potem więźniom. Ja na przykład wpadłem na pomysł i mój pomysł się przyjął, by w drukarni produkować tzw. łatki obozowe. Na jednym kawałku białego płótna obok trójkąta /odpowiedniego koloru/ drukować numer obozowy. Oczywiście te oznaki więźniarskie wykonywaliśmy na zamówienie różnych funkcyjnych więźniów i nie bezinteresownie.

Również na tej drukarce robiliśmy na tekturze numery na łóżka dla reprezentacyjnych bloków. Pamiętam, że takie numery robiłem dla bloku 15. W ten sposób zarabialiśmy, a co najmniej zjednywaliśmy sobie względy różnych dygnitarzy.

Różnego rodzaju nieoficjalne prace wykonywano w drukarni nie tylko dla blokowych, czy kapo, ale i dla SS. I tak na przykład dla Hössa i innych wykonywano co roku kalendarze na biurko, notatniki oraz notesy kieszonkowe. Dla Wosnitzy z Politische Abteilung robiono np. wykres jego „drzewa genealogicznego”. Rysunek ozdobny oprawny we formie książkowej produkowano w kilku odbitkach.

Przypominam sobie, że SS Rottenführer Romaikat był z zawodu złotnikiem. Stąd po odejściu z drukarni został skierowany do pracy przy badaniu i ocenianiu wartości różnych kosztowności pozostałych po zagazowanych. On te rzeczy sorbował, klasyfikował i oceniał. Romaikat był sądzony w Krakowie w procesie załogi Oświęcimia.

Wiele kłopotów mieli więźniowie pracujący w drukarni z SS-manem Bodnarażem. Podpatrywał gdzie chowają więźniowie „zorganizowane” rzeczy i kradł je. Kilka razy kradł więźniom papierosy. Kiedy między innymi i ja zrobiłem awanturę o skradzione papierosy szef Komanda Reck wysłał nas karnie do pracy w komandzie „Faulgasanlage”. Ponieważ nikt nos tam w tej pracy nie popędzał to ten pobyt na „karnej robocie” wspominam przyjemnie.

– 10 –

Wyszliśmy wówczas daleko poza obóz a wiosenne słońce opaliło nam twarze. Po pracy w budynku wyjście w teren było przyjemnością.

Kiedy zostałem przydzielony w drukarni do magazynu gotowych druków powstał problem ich magazynowania. Brak było regałów. Reck namówiony przeze mnie wystąpił do Verwaltungu o przydzielenie materiału na regały – względnie o gotowe regały.

W Verwaltungu oświadczono, że nie ma materiału na skrzynki amunicyjne i nie ma mowy o robieniu regałów. Wówczas ja podjąłem się rozpocząć starania o regały. Z drukarni zabrałem kilka notesów, ołówków itp. i korzystając z wystawionej mi przepustki udałem się do DAW, gdzie wręczyłem zabrane „prezenty” dla tamtejszego szefa – Wehrmachtowca, dla majstrów i wszystkich, którzy mieli tam coś do powiedzenia.

Wkrótce jeden z więźniów przybył do drukarni, wziął miarę na potrzebne regały i w jakiś czas potem regały zostały wykonane i dostarczone.

Reck nie mógł się nadziwić, że on nie potrafił sprawy załatwić u najwyższych dygnitarzy SS a więźniowie mogą to szybko i sprawnie.

Od Urbanka Bogdana z Warszawy i Kostka Jagiełły wiadomo mi, że Stanisław Dubois otrzymał paczkę ze Szwecji. Był to jedyny wypadek i to zwróciło uwagę Gestapo obozowego. Wymienieni twierdzili, że Dubois uważany był za niebezpiecznego, skoro rodzina ma jakieś kontakty zagraniczna w Szwecji i dlatego podobno Dubois został rozstrzelany. Tak więc okazało się, że paczka była bezpośrednią przyczyną jego egzekucji.

Wkrótce po wywiezieniu mnie i innych kolegów z więzienia w Rzeszowie został tam przyjęty w charakterze strażnika więziennego Ob. Cychylik Jan. Wymieniony starał się na to stanowisko dlatego, aby przygotować więzionemu w Rzeszowie bratu Cychylikowi Leonowi – ucieczkę. W ucieczce tej umiałem i ja brać udział. Niestety – kiedy Cychylika Jana przyjęło – nas tam jut nie było.

Nadto przypominam sobie, te w trans,orcie do Oświęcimia jechali nadto ze mną wymieniony powyżej Cychylik Leon, Cuber Ludwik – porucznik Wojska Polskiego – znany ujeżdżacz koni i zawodnik hippiczny.

– 11 –

Nie znam historii drukarni obozowej od momentu jej przeniesienia do bloków tzw. Lagerveiterung przy obozie Oświęcim I, gdyż wówczas już w drukarni nie pracowałem. Jestem w stanie odtworzyć z pamięci układ pomieszczeń drukarni, kiedy znajdowała się ona w SS Unterkunftskammer. Niewątpliwie potrafiłbym sobie przypomnieć, jakie formularze druków obozowych produkowano w drukarni obozu oświęcimskiego – szczególnie, gdyby mi okazano druki, które po dzień dzisiejszy się zachowały.

Dla celów archiwalnych przekazuję telegram o śmierci mego brata Zdzisława Grzyba, więźnia Nr. 10851 prosząc o dostarczenie mi w zamian dwu fotokopii tegoż.
Własny list obozowy przekazuję na własność Państwowego Muzeum w Oświęcimiu.

Relacja została spisana w Rzeszowie w dniu 15.II.1966 r. i spisał ją kustosz PMO Szymański Tadeusz.
Relację przepisano u 3 egzemplarzach z przeznaczeniem 2 egz. dla Archiwum PMO., 1 egzemplarz dla składającego relację.

Relację spisał
/-/ Szymański Tadeusz

Relację złożył i po przepisaniu i odczytaniu podpisał :
/-/ Grzyb Bolesław
Rzeszów, ul.Buczka M.6/6

[1] W dokumentach pisownia: Romeikat, patrz: Pierwszy proces oświęcimski – Wikipedia, wolna encyklopedia